niedziela, 28 czerwca 2009

O podstawie morlności: rzut oka wstecz na całość

Na użytek ludu, moralność opierana bywa na teologii i podawana za objawioną wolę Boga. Filozofowie, przeciwnie, z małymi wyjąt­kami, usiłują wykluczyć ten rodzaj uzasadniania etyki, w potrzebie przedkładając nadeń nawet argumenty sofistyczne. Skąd pochodzi to przeciwieństwo? Z pewnością bowiem trudno wyobrazić sobie po­stawę etyczną trwalszą nad tę, której dostarcza teologia: gdzie znaleźć zuchwalca, który by ośmielił się opierać woli Wszechmoc­nego i Wszechwiedzącego? Nigdzie bez wątpienia, byle tylko wola ta została objawiona w sposób zupełnie autentyczny, wyższy ponad wszelką wątpliwość, w sposób, że się tak wyrażę, oficjalny. Cała rzecz w tym, że warunek ten jest właśnie nie do spełnienia. Te­ologowie nawet raczej odwracają kwestię i na dowód boskiego pochodzenia jakiegoś prawa usiłują wykazać jego zgodność z na­szymi pojęciami moralnymi, otrzymanymi skądinąd, tj. z natury; tym więc sposobem odwołują się do niej jako do czegoś pewniejszego i bardziej bezpośredniego. Do tego dołącza się jeszcze inna refleksja: czyn moralny, spowodowany groźbą kary lub obietnicą nagrody, byłby moralny raczej pozornie aniżeli w rzeczywistości; w gruncie rzeczy zasadą jego byłby egoizm, a o jego spełnieniu decydowałaby w ostatniej instancji tylko większa lub mniejsza łatwość, z jaką dany osobnik byłby skłonny wierzyć bez dostatecznych dowodów. Wreszcie dziś, gdy Kant zburzył podstawy teologii spekulatywnej, uważane do jego czasów za niewzruszone, a następnie, odwracając dotychczasowy porządek, usiłował oprzeć ją na etyce, której ona dotąd stanowiła fundament, i nadać jej w ten sposób pewien byt, choćby tylko zupełnie idealny - dziś mniej niż kiedykolwiek można myśleć o ugruntowaniu etyki na teologii: nie wiadomo już bowiem, która z nich ma być podstawą dla pozostałej; koniec końców wytworzyłby się z tego circulus vitiosus.

W ciągu ostatnich lat pięćdziesięciu, trzy rzeczy wpływały na nas: filozofia Kanta, nieporównane postępy nauk przyrodniczych, które sprawiły, że wszystkie poprzednie okresy życia ludzkości wobec naszego wydają się okresami dzieciństwa; wreszcie za­znajomienie się z literaturą sanskrycką, z braminizmem i buddyzmem, tymi dwiema najstarszymi i najbardziej rozpowszech­nionymi, to znaczy najpierwszymi w czasie i przestrzeni religiami ludzkości. Braminizm i buddyzm są nawet pierwotną narodową religią naszej własnej rasy, która, jak wiadomo, pochodzi z Azji, a dziś w swej nowej ojczyźnie, otrzymuje swoje spóźnione, powtórne jej objawienie. Otóż, wskutek wszystkich tych przyczyn, podstawowe pojęcia filozoficzne uczonych europejskich uległy przekształceniu, do czego niejeden może niechętnie się przyznaje, ale czemu nikt nie może zaprzeczyć. Przez to także i dawne podstawy etyki jak gdyby zmurszały. Przekonanie jednak, że sama etyka upaść nie może, utrzymuje się w dalszym ciągu; znaczy więc, że na miejsce dawniejszych podstaw muszą się znaleźć inne, bardziej zgodne z odnowionymi przez postęp pojęciami naszej epoki. Bez wątpienia właśnie w uznaniu tej potrzeby, z każdym dniem stającej się pilniejszą, Towarzystwo Królewskie ogłosiło niniejsze ważne pytanie.

Dobra moralność bywała głoszona często i po wszystkie czasy, ale jej uzasadnienie zawsze pozostawiało wiele do życzenia. W ogóle próby takiego uzasadnienia zdradzają dążenie do znalezienia przed­miotowej prawdy, z której logicznie dałoby się wyprowadzić przepisy etyczne. Szukano tej prawdy bądź w naturze rzeczy, bądź w naturze ludzkiej, lecz bezowocnie. W rezultacie zawsze się okazywało, iż wola człowieka dąży tylko do jego własnego dobra, do tego, czego suma zawiera się w pojęciu szczęścia; dążenie zaś to sprowadza ją na drogę zupełnie inną niż ta, którą wskazywałaby jej moralność. Wobec tego starano się przed­stawić szczęście bądź jako równoznaczne z cnotą, bądź też jako skutek i działanie tej ostatniej; tak jedno jak drugie spotkało się z niepowodzeniem, mimo że nie szczędzono przy tym sofizmatów. Zwrócono się tedy z kolei do twierdzeń czysto obiektywnych, abstrakcyjnych, wykrytych bądź a posteriori, bądź a priori, a z których w razie potrzeby dałoby się wyprowadzić przepisy prawego postępowania; ale tym znowu brakowało punktu oparcia w naturze człowieka, brak ten zaś pozbawia je siły potrzebnej do wpływania na jego dążenia w kierunku sprzecznym z jego samolubnymi skłonnościami. Stwierdzenie wyżej powie­dzianego za pomocą wyliczania i krytyki wszystkich dotychcza­sowych podstaw moralności wydaje mi się zbyteczne, po pierwsze dlatego, że podzielam zdanie św. Augustyna: non est pro magno habendum quid homines senserint, sed quae sit rei veritas [Należy baczyć nie na opinię ludzką, lecz na prawdę samą w sobie]; po drugie zaś i przede wszystkim dlatego, że byłoby to to samo, co „zanosić sowy do Aten"*. Towarzystwo Królewskie zna dostatecznie dawniejsze próby w przedmiocie ugruntowania etyki i przez samo ogłoszenie konkursu daje do poznania, iż odczuwa ich niedostateczność. Mniej dobrze poinformowany czy­telnik znajdzie niezupełne wprawdzie, lecz co do najważniejszych kwestii wystarczające streszczenie dawniejszych usiłowań w Prze­glądzie najważniejszych zasad teorii obyczajów Garve'a, w Historii filozofii moralnej Staudlina i w tym podobnych dziełach. - Bez wątpienia, zniechęcająco działa myśl, że los etyki, nauki tak bezpośrednio dotyczącej naszego życia, jest równie nieszczęśliwy jak los ciemnej niedociekłej metafizyki, i że od chwili zapo­czątkowania jej przez Sokratesa, po tylu nieustannych wysiłkach, . jest ona ciągle jeszcze zmuszona poszukiwać swej pierwszej zasady. Ale bo też w etyce, bardziej niż w jakiejkolwiek innej nauce, najistotniejsze są pierwsze twierdzenia; wnioski zaś są tak łatwe, że wynikają same przez się. Wnioskować wszyscy umieją, niewielu umie sądzić. I dlatego właśnie wszystkie grube pod­ręczniki i traktaty moralne są równie bezużyteczne, jak nudne. Niemniej, doznaję ulgi na myśl, iż mogę uważać swoich czytelników za obznajmionych ze wszystkimi dawniejszymi podstawami etyki. Kto bowiem obejmie wzrokiem działalność filozofów dawnych i nowych, ich różnorodne, a często tak dziwaczne argumenty, za pomocą których usiłowali uzasadnić ogólne wymagania mo­ralności, jak również ich oczywiste niepowodzenie - ten będzie w stanie zmierzyć trudności zagadnienia i według nich ocenić moje dzieło. Kto zaś przekonał się, jak dalece mijają się z celem drogi, dotychczas używane, ten będzie skłonniejszy wstąpić wraz ze mną na drogę zupełnie inną, drogę, której dotąd albo nie dostrzegano, albo też omijano pogardliwie. Być może dlatego, że była najnaturalniejszą.* W istocie moje rozwiązanie zagadnienia przypomni niejednemu czytelnikowi jajko Kolumba.

Uczynię wyjątek tylko dla o s t a t n i e j próby ugruntowania etyki, dla próby Kanta; zbadam ją krytycznie, i to szczegółowo, po części dlatego, że wielka reforma Kanta dała etyce podstawę, mającą rzeczywistą wyższość nad poprzedzającymi, po części zaś, ponieważ w historii etyki była ona właściwie ostatnim ważnym wydarzeniem. Zasada, na której Kant oparł etykę, dziś jeszcze cieszy się ogólnym uznaniem. Wykłada sieją powszechnie, choć z pewnymi modyfikac­jami, które polegają zresztą tylko na pewnych zmianach w porządku wykładu, lub na przybraniu jej w inne wyrażenia. Jest ona etyką ostatnich lat sześćdziesięciu, i aby iść naprzód, trzeba nam najpierw ją usunąć z drogi. Zbadanie etyki Kanta da mi sposobność do rozważenia i wyjaśnienia większej części zasadniczych pojęć etycz­nych, z tych zaś pierwiastków wyciągnę następnie moje rozwiązanie. Nade wszystko zaś, ponieważ pojęcia przeciwne oświetlają się nawzajem, przeto krytyka podstawy moralności według Kanta będzie najlepszym wstępem i przygotowaniem, powiedzmy nawet, najprostszą drogą do mojej własnej teorii, która w najważniejszych punktach jest diametralnie przeciwna teorii Kanta. Wobec tego nie należy pomijać poniższej krytyki i przechodzić od razu do pozytyw­nej części mego wykładu, gdyż wzięta w oderwaniu, część ta może być nie całkiem zrozumiała.

W ogóle, czas już, aby etykę raz nareszcie poddano poważnemu badaniu. Już pół wieku z górą jak spoczywa na wygodnej poduszce, podłożonej jej przez Kanta, na „kategorycznym imperatywie prak­tycznego rozumu". Prawda, że za naszych czasów ten imperatyw przybrał nie tak pompatyczną, a za to gładszą i popularniejszą nazwę „prawa moralnego"; pod tym imieniem, złożywszy lekki pokłon rozsądkowi i doświadczeniu, wślizguje się cichaczem do domu, gdy zaś raz się tam usadowi, wtedy już bez końca rządzi i wydaje rozkazy, nikomu nie zdając rachunków. Że Kant zatrzymał się na kategorycz­nym imperatywie, to było konieczne i słuszne, on sam bowiem był jego wynalazcą i za jego pomocą wyrugował inne, grubsze błędy. Ale patrzeć, jak na tej poduszce, którą on położył, a którą od owego czasu wydeptywano coraz szerzej, tarzają się osły - to już zbyt ciężko. Mam tu na myśli owych układaczy podręczników, którzy z właściwą głupocie spokojną pewnością siebie sądzą, że uzasadnili etykę, gdy się odwołali do prawamoralnego, rzekomo zamieszkujące­go w naszym rozumie; i gdy już zdołali za pomocą wieloznacz­nych, zawiłych frazesów uczynić niezrozumiałymi najprostsze i naj­bardziej jasne stosunki życiowe, rozumie się przy tym, że w ciągu całej tej pracy ani razu poważnie nie zadali sobie pytania, czy też istnieje naprawdę takie „prawo moralne", taki wygodny kodeks etyczny, wyryty w naszym mózgu, łonie czy sercu. Toteż, wyznaję, ze szczególną przyjemnością przystąpię teraz do zabrania etyce tej szerokiej poduszki. Zamiarem moim, który z góry odsłaniam, jest wykazać, że praktyczny rozum i kategoryczny imperatyw Kanta są nieuzasadnionymi, bezpodstawnymi, urojonymi hipotezami: do­wieść, że etyka Kanta jest pozbawiona trwałej podstawy, i tym sposobem przywrócić etykę do jej dawniejszego stanu kompletnej niepewności.

Wówczas dopiero przystąpię do wyłożenia prawdziwej zasady moralnej, której źródło leży w samej naszej istocie, a skuteczność nie podlega wątpliwości. Zasada ta nie daje nam podstawy tak szerokiej, jak dawniejsza poduszka. Toteż ci, którym z nią wygodniej, nie prędzej opuszczą swoje stare posłanie, aż się wyraźnie przekonają o głębokim zaklęśnięciu miejsca, na którym ono leżało.

Źródło: Arthur Schopenhauer; "O podstawie moralności"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz